Od 3 dni walczę z pokusą, by kolejny raz rzucić te nieszczęsne słoneczniki w kąt! Jednakże przy dopingu męża oraz mojej nieumiejętności spania spokojnie, gdy coś jest nieskończone, stawiam z rozpaczą na twarzy kolejne krzyżyki. Moja niechęć, co do tego wzoru nie wynika z faktu, że słoneczniki są brzydkie. Nie, uważam, że sam wzór może nie powala, ale jest niczego sobie. Rozpacz ta wynika z faktu, że wzór jest naniesiony na twardą kanwę! Wiem, mój błąd - mogłam nie kupować (właściwie nie żądać) tego wzoru. Jednak, kto to wiedział, że za tymi podmalowanymi kanwami kryje się wspaniały świat wzorów liczonych? Na pewnie nie ja, Dlatego teraz męczę się niemiłosiernie. Krzyżyki wychodzą średnie, kanwa ociera mi palce (strasznie sztywna), wzór - szału nie ma, gejsza czeka niespokojnie w szufladzie na swoją kolej, a ja zaciskam ze złości zęby i prę powoli do przodu. Wiem, mogłabym w końcu tego nie robić, właściwie kto mi nakazuje? Nikt, ja sama. Jednak to jest tak: coś zaczynam, nie kończę, to mam wyrzuty sumienia. Poza tym już trochę pracy i muliny włożyłam w te słoneczniki, więc w sumie szkoda by było to zostawić takie rozbabrane. Niemniej jednak, plusem jest to, że dłubiąc w nich, oglądam sobie seriale - w końcu nie trzeba się tutaj zbytnio skupiać nad stawianiem xxx. A oto postępy z tych koszmarnych hafciarsko dni:
Mam nadzieję, że ostatnie elementy tła, które mi zostały, skończę bardzo szybko i będę mogła o tym zapomnieć :)
Słoneczniki są piękne! A do kanwy gobelinowej wprost stworzone jest krosno hafciarskie ;)
OdpowiedzUsuń