Zdecydowałam się w końcu na zakupy. A właściwie to okoliczności za mnie zdecydowały. Wiadomo, gdyby zakupy hafciarskie zależały tylko od mojego "widzimisię" to byłyby robione non stop ;) Ale, że mam ograniczone możliwości finansowe, zakupy trzeba robić rzadko. I z głową. Chociaż, moja Racjonalność wyłącza się, gdy wchodzę na strony sklepów. Zawsze mam konkretny plan zakupów, ale brak Racjonalności i Zdrowego Rozsądku w takich momentach (swoją drogą, wydaje mi się, że idą oni we dwoje na kawę jakąś, czy ciastko), powoduje, że wszystko bym kupiła i większość ląduje w koszyku. A potem zdziwienie: "Tyle mam zapłacić? Przecież zamówiłam raptem kilka motków muliny!". No i trzeba systematycznie wyrzucać, te wszystkie, niezbędne rzeczy z koszyka.
Tym razem było podobnie. Racjonalność zawinęła się pod ramię ze Zdrowym Rozsądkiem i ulotnili się cichaczem. Na kawę. Albo prędzej na ciastko, bo przecież skądś te dodatkowe kilogramy biorą się na brzuchu i udach, prawda? W końcu ja czekolady nie jadam :D To ich sprawka.
Niemniej jednak zrobiłam zakupy. Pierwsze od lutego! Ale ten czas leci. Zakupy na okoliczność październikowego ślubu. Zapytacie: ale po co tak wcześnie? A no dlatego, że znając moje możliwości hafciarskie i tak się mogę nie wyrobić. Tym bardziej, że pierwotny plan z koniem, że go skończę do końca kwietnia, legł w gruzach. Staram się uczyć na błędach, więc chcę mieć zapas czasu. Poza tym nie mam pojęcia zielonego jak się haftuje na lnie, ani jak się ozdabia haft koralikami, czy jakimiś Algerian eyes. Z tych względów muszę mieć dużo czasu. W końcu haft musi być idealnie zrobiony i dokładnie wykończony. Wszakże to ślub mojej najlepszej przyjaciółki. Nie wiem jeszcze jak to zrobię, ale no jakoś muszę.
Zakupy oczywiste: tkanina, muliny, igły, koraliki. No i oczywiście pojawiły się problemy techniczne. Autorka wzoru podaje, że najlepiej byłoby mieć Belfast w kolorze fioletoworóżowym. U nas nie odnalazłam takiego. Więc zamówiłam tkaninę w kolorze starego różu. Mam nadzieję, że będzie ładnie to wyglądało. Pociesza mnie fakt, że na kolor przewodni ślubu wybrany został róż (a właściwie to pociesza w tym aspekcie, bo sama się będę musiała wbić w róż, a to już ciężka sprawa). Poza tym przewodnim kolorem haftu jest biały, więc sądzę, że nie zrobi to stanowczej różnicy, jeżeli chodzi o tony różu i fioletu na tkaninie. Czas pokaże.
|
Tak wyglądać ma całość.
Zdjęcie zrobione stronie w Cross Stitch Collection, z którego pochodzi wzór |
|
Belfast w kolorze starego różu |
|
Całość mulin i koralików |
Poza tym nie wiem, jak się haftuje na lnie. Wydaje mi się to naprawdę trudne i będę musiała na malutkim skrawku poćwiczyć dla wprawy. Do tego dochodzi metalizowana mulina, o której czytałam same złe rzeczy.
Kolejnym problemem był wybór koralików. Po pierwsze: nie mam o tym pojęcia. Po drugie, rozpiska nie podaje koloru koralików. Zatem, zostałam zdana na siebie. Stawiam na biel, krem. Zamówiłam następujące rodzaje:
No i chyba tak sobie myślę, że wybiorę biel. No może krem? Nie wiem. Zdecyduję na końcu. O ile to w ogóle wyhaftuje :) Swoją droga muszę się do edukować w sprawie ozdabiania koralikami haftów. Nie mam pojęcia, jak to się robi. Może macie dla mnie jakieś porady, rady? Co się robi, z czym się to je? Wiem, że część z Was ozdabia koralikami hafty i wychodzi to przepięknie.
No i te nieszczęsne Algerian eyes. Nie wiem, co mnie podusiło, żeby taki wzór wybrać. To znaczy wiem: bardzo jest piękny i naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem. Ale, nie wiem, czy ja podołam temu wyzwaniu. Znów się rzucam z motyką na słońce. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
***
Wracając do monotematyczności: koń robi się cały czas. Grzywa rośnie :) Może się wyrobie jednak. Ale nie zapeszam. A Wam dziękuję za doping, obserwację, uwagi i w ogóle: dziękuję :)