> Mulinowanie i inne wariactwa: października 2015

piątek, 30 października 2015

Moja hafciarska lista życzeń na 2015/2016

Dłubiąc gejszę, oczywiście myślami wybiegam bardzo daleko w przyszłość, na zasadzie: "oh... chciałabym wyhaftować i to, i to, tamto, to też jest piękne! wszystko chcę!". Wszystkiego się jednak nie da wyszyć, więc należy niestety zrobić selekcję wzorów. Rzecz jasna, wstępna selekcja wzorów skończyła się na wielu wzorach, bo jak tu odrzucić jeszcze to? No nie da się! Ale, przecież trzeba do tego podejść racjonalnie. Znając siebie, wiem, że jak założę sobie za dużo, to później przychodzi rozczarowanie. Dlatego też lepiej założyć mniej :)
Dlatego też moimi założeniami na czas od dzisiaj do przyszłego roku są:
1. Skończyć gejszę, którą aktualnie dłubię.


2. Wyhaftować wzór ze Złotej Kolekcji Dimensions - Wspomnienia z podróży do Paryża.

Zdjęcie z interneru
3. Wyhaftować wzór z kolekcji Lanarte - African Lady.

Zdjęcie ze strony sklepu Needleart

4. Wyhaftować wzór ptaszka z czasopisma Cross Stitcher z maja 2015 roku.

Zdjęcie z gazety Cross Stitcher

5. Wyhaftować wzór na pamiątkę ślubu - konkretny wzór jeszcze nie wybrany.

6. Wyhaftować wzór muszli z kolekcji Dimensions

Zdjęcie ze strony sklepu  Needleart

7. Zrobić zakładkę + inne maleństwa.
Zakładam, że oczywiście powyższy plan na pewno ulegnie przemianie. Chociażby dlatego, że np. zakocham się w jakimś wzorze, albo np. przestanie mi się coś podobać... No zakładam zmiany. Jednakże uważam, że plan ten i tak jest dość obfity we wzory, patrząc oczywiście na moje marne jeszcze umiejętności.

poniedziałek, 26 października 2015

Błąd w nawlekaniu igły!


Ha! Oświeciło mnie przypadkiem i okazało się, że jednak przez prawie rok źle nawlekałam igłę (!), ponieważ źle rozumiałam ilość muliny. Ale wszystko od początku.
W moim umyśle zapisany mam obraz mamy cerującej dziury w skarpetkach, która nawleka igłę, wyrównuje końce nitki, zawiązuje supełek i ceruje. Jako, że od dziecka wszelkie "babskie" sprawy były obojętne, nie interesowałam się tym zupełnie. A szkoda, ponieważ obecnie nie popełniałabym tak durnego błędu. Z tego też względu, zaczynając przygodę z haftem, wzięłam za pewnik, że należy wyciągnąć nitkę muliny, przełożyć ją przez oczko igły, przeciągnąć, wyrównać długość i zacząć stawiać krzyżyki. Zatem mając w instrukcji jakiegoś obrazu załóżmy dwie nitki, przewlekałam je, wyrównywałam i haftowałam. Mój mózg nie zakodował, że jeżeli przeciągnę dwie nitki i wyrównam, to będę przecież haftowała nie dwoma, ale czterema (!) nitkami muliny. I tak oto przez cały czas, źle to robiłam. Stąd też, haftując np. kartkę z króliczkiem, wydawało mi się, że dwie nitki to dużo. Owszem, bo po mojemu wtedy dwie oznaczało cztery przecież, dlatego  było mi za ciasno. Nie głupia? Głupia blondynka.

Niewłaściwe rozumienie nawlekania
Poprawny sposób nawlekania


Pomijając moją oczywistą głupotę, przez którą nie tylko źle stosowałam się do wzorów, ale również zużywałam więcej muliny, niż potrzeba, nadal jestem zapaloną amatorką - hafciarką. Na tamborku nadal gejsza (haftowana zamiast dwoma, czterema nićmi). Jakoś dość opornie mi idzie ostatnio stawianie krzyżyków. Gdzieś nie mam weny, chociaż pewnie to z powodu lekkiego przeziębienia. A oto postępy:
5 dni temu
Obecnie

Ponadto powoli staram się nadać jakiś sens moim planom hafciarskim na najbliższy czas. Mam już pewien zarys, który oczywiście jest przeładowany wzorami. Jednakże, mimo że to trudne, chcę stworzyć w miarę racjonalną listę przedstawiającą moje plany. Trudny to proces, w końcu tyle wspaniałych wzorów czeka na wyszycie! Ponadto nie mogę się doczekać czekających mnie zakupów, które powiązane są w powstaniem planu hafciarskiego. W końcu kto nie lubi przeglądania zawartości pasmanterii i robienia zakupów :) 

środa, 21 października 2015

Powrót do gejszy

Mój wiosenny króliczek do kartki autorstwa Margaret Sherry został ukończony. Przyznam szczerze kartka prezentuje się nawet nieźle, chociaż trochę krzywo chyba tego królika przykleiłam. Ponadto okazuje się, że moje umiejętności stawiania krzyżyków jeszcze są nikłe, więc i krzyżyki wyszły niezbyt proste i równe. Wydaje mi się, że wynika to trochę z faktu, że dwie nitki to zbyt ciasno, ale co ja tam się znam :) Nie ważne. Istotne jest to, że po raz pierwszy robiłam french konts. No cóż... nie jest to łatwe, ani zbytnio przyjemne. Zatem dołączają do bachstitchów, które również nie są przyjemne (chociaż robią niesamowitą "robotę" w hafcie). Nowe doświadczenie zapisuję w szufladzie pt. "niezbyt udane". A oto prezentacja małego, na przekór jesieni, wiosennego króliczka:

Jeszcze przed backstitchem



Oprócz robienia powyższego króliczka, wróciłam również do mojej gejszy, która karnie czekała na swoją kolej w szufladzie. Oczywiście powrót do gejszy to sama przyjemność, ponieważ bardzo podoba mi się sam wzór :)
Całą górę już wyhaftowałam teraz zabrałam się za dół i nie mogę doczekać się efektu końcowego.



Dodatkowo właśnie zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze ja haftuję. To znaczy chodzi mi o ilość nici oraz technikę nakładania nici na igłę .... No nie ważne. To znaczy ważne, ale muszę poukładać to sobie w głowie, bo póki co, coraz mocniej wydaje mi się, że w tym temacie od początku błądzę.

niedziela, 18 października 2015

Nareszcie!

Nareszcie! W piątek udało mi się skończyć mojego UFOka - nieszczęsne słoneczniki na twardej kanwie z nadrukiem. Skończyłam, ale nigdy więcej, nawet za dopłatą, nie będę haftowała na kanwie z nadrukiem. Po pierwsze, sama kanwa ma wielkie dziurki, jest twarda i szorstka. Po drugie, wzór jest niedokładnie nałożony, przez co efekt końcowy jest dość średni - kwadratowy wygląd kwiatów. Po trzecie, nie jest to ta sama satysfakcja i radość z haftowania, co haftowanie wzorów liczonych. A oto poniżej nieszczęsne słoneczniki:




Dane techniczne:
Kanwa z nadrukiem - Collection D'Art
Wielkość haftu: 21 cm x 49 cm
Mulina: Ariadna - 13 kolorów

Po skończeniu nieszczęsnych słoneczników, zajęłam się robieniem kartki z królikiem, która dołączona była do zakupionego przeze mnie Cross Stitch Crazy. Kolorki są bardzo wiosenne, jak sam mały hafcik, co jest dość przyjemne w te szare, deszczowe dni. Króliczek bardzo powoli powstaje (wiadomo, brak czasu). Mam nadzieję, że szybko skończę ten hafcik, a kartka będzie ładna.



Ponadto na tamborek wraca moja kochana gejsza, ale o tym w innym poście :) 

wtorek, 13 października 2015

Ciekawość zaspokojona

Przeglądające setki stron, blogów, itp., itd., ciągle natrafiałam na zagraniczne (właściwie głównie brytyjskie) czasopisma hafciarskie. No i oczywiście, zapragnęłam zobaczyć na własne oczy takie czasopismo. Zatem (o dzięki za możliwości internetu) zamówiłam sobie jedno z czerwcowych wydań Cross Stitch Crazy oraz jedno z sierpniowych wydań Papercraft Inspirations. Nie będę oczywiście rozpisywała się o zaletach i wadach oraz właściwościach tychże czasopism. Jednakże przyznam szczerze, że jestem mile zaskoczona! Po pierwsze są super kolorowe i przyciągają wzrok, dużo jest w nich inspiracji, wskazówek i rad, śliczne wzory, pomysły, no i są dodatki do nich. Akurat do Cross Stitch Crazy był dodatek dwóch małych kartek z króliczkami do wyhaftowania. Natomiast w Papercraft Inspirations znalazło się: stempel z króliczkiem Bebuni, 24 wzorzystych papierów oraz 15 elementów do zrobienia kartek.
I teraz takie moje przemyślenia: czy naprawdę polskie hafciarki muszą sięgać po zagraniczne wydania czasopism o hafcie, czy innych metodach rękodzieła? Przecież polskie wydania można urozmaicić, powiększyć, dorzucić gadżet - cokolwiek zrobić, by te wydania nie odbiegały jakościowo od zagranicznych. W końcu nie jesteśmy przecież gorsi, prawda? Nie rozumiem tego, tym bardziej, że rękodzieło coraz bardziej robi się trendy, a przyciągające wzrok kolorowe czasopisma sprzedawałyby się lepiej od tych ponurych, "szczupłych", nijakich gazetek. Właściwie jest to moim zdaniem przykre, bo widać, że można? Można. A jednak nikt nic z tym nie robi.
A teraz kilka fotek z moim "czasopismowych" zakupów:






niedziela, 11 października 2015

Walka ze słonecznikami

Od 3 dni walczę z pokusą, by kolejny raz rzucić te nieszczęsne słoneczniki w kąt! Jednakże przy dopingu męża oraz mojej nieumiejętności spania spokojnie, gdy coś jest nieskończone, stawiam z rozpaczą na twarzy kolejne krzyżyki. Moja niechęć, co do tego wzoru nie wynika z faktu, że słoneczniki są brzydkie. Nie, uważam, że sam wzór może nie powala, ale jest niczego sobie. Rozpacz ta wynika z faktu, że wzór jest naniesiony na twardą kanwę! Wiem, mój błąd - mogłam nie kupować (właściwie nie żądać) tego wzoru. Jednak, kto to wiedział, że za tymi podmalowanymi kanwami kryje się wspaniały świat wzorów liczonych? Na pewnie nie ja, Dlatego teraz męczę się niemiłosiernie. Krzyżyki wychodzą średnie, kanwa ociera mi palce (strasznie sztywna), wzór - szału nie ma, gejsza czeka niespokojnie w szufladzie na swoją kolej, a ja zaciskam ze złości zęby i prę powoli do przodu. Wiem, mogłabym w końcu tego nie robić, właściwie kto mi nakazuje? Nikt, ja sama. Jednak to jest tak: coś zaczynam, nie kończę, to mam wyrzuty sumienia. Poza tym już trochę pracy i muliny włożyłam w te słoneczniki, więc w sumie szkoda by było to zostawić takie rozbabrane. Niemniej jednak, plusem jest to, że dłubiąc w nich, oglądam sobie seriale - w końcu nie trzeba się tutaj zbytnio skupiać nad stawianiem xxx. A oto postępy z tych koszmarnych hafciarsko dni:



Mam nadzieję, że ostatnie elementy tła, które mi zostały, skończę bardzo szybko i będę mogła o tym zapomnieć :)

piątek, 9 października 2015

Zwierzenia amatorki haftu

Jak pisałam w powitalnej notce, haftem zajmuję się niecały właściwie rok. Przygoda ta zaczęła się od pomysłu: spróbuję. Pomysł ten oczywiście obwieściłam na forum domowym, gdzie po krótkich zdumionych chrząknięciach, mąż stwierdził: spróbuj, może to właśnie to. Idąc tym tropem udałam się do pasmanterii, gdzie zaopatrzyłam się w pierwszy w moim życiu wzór do haftu, mulinę oraz igły. Wzór oczywiście prosty: toż to tylko żółta gwiazdka wymalowana na sztywnej kanwie. Wzór może i prosty, ale początki trudne. Ileż ja się namęczyłam, żeby w ogóle załapać, gdzie wbić igłę, gdzie ją wyjąć i właściwie, co to jest krzyżyk? Nie mówiąc już o problematycznej kwestii: ile nitek i dlaczego tyle. Jednak od czego są internety! Blogi hafciarek to kopalnie wiedzy! Gdyby tak ktoś chciał mi zapłacić za ilość spędzonych godzin na tychże blogach, to nie musiałabym się martwić o fundusze na mulinę na następną dekadę :)


Jednakże wracając do gwiazdki - bakcyla załapałam! Co więcej, jako, iż to był okres bożonarodzeniowy, zażądałam(!) kolejnego wzoru pod choinkę! A co! Wzór ten - słoneczniki - dość potężny, jak na me marne jeszcze zdolności, zaczęłam namiętnie wyszywać. Jednakże, okazało się, że kanwa z nadrukiem, to jedynie amatorszczyzna w najniższym stopniu bycia amatorem haftowania. Odkryłam (przy okazji kolejnych godzin w blogosferze haftu), że istnieją tamborki, wzory liczone, piękne nożyczki, setki przydasiów, wszelkie kolory kanw oraz dziesiątki innych tkanin i sposobów na to, by zająć swój nikły czas i wydać setki pieniędzy! Zatem zakupiłam i tamborek i inne rzeczy, znalazłam wzór i zabrałam się za haftowanie Nefretete. Takim oto sposobem: słoneczniki stały się UFOkiem (któż wcześniej znał takie określenie) i leży grzecznie w pudełku.



Przy okazji tego haftu: naklęłam się, nacudowałam, nawymyślałam sobie od idiotek i setki razy wpadłam w czarną rozpacz! Jednak zawzięcie stawiałam te krzyżyki, prułam je (bo z mym roztargnieniem pomyliłam się setki razy), stawiałam je od nowa i jak głupia cieszyłam się z każdego postępu. Nefretete jest już skończona, czeka teraz na oprawę :)


Po Nefretete nadszedł czas poszukiwań odpowiedniego wzory gejszy, na którą wręcz zachorowałam. Zdecydowałam się na zakup w sklepie Coricamo całego zestawu: kanwy, wzoru, posegregowanej muliny Madeira oraz igły. Trochę się obawiałam tego pierwszego razu, jednak, gdy przesyłka dotarła: zachwyciłam się od razu. I tak stawiam zawzięcie krzyżyki w mojej gejszy, nie mogąc się doczekać końca.


W między czasie (moja niecierpliwość nie pozwoliła mi zbyt długo czekać) podjęłam się zrobienia igielnika - efekt końcowy dość marny, ale uważam, że na pierwszy raz zadowalający :) Przyznam szczerze, myślałam, że zrobienie tego igielnika pójdzie mi zdecydowanie szybciej i łatwiej. Jednak okazało się to mozolna pracą: najpierw krzyżyki, później filc - zszycie tego to katorga! Jednak efekt końcowy zadowala mnie i pewnie to nie ostatnia próba igielnika :) 



Ostatnią rzeczą, którą zrobiłam w temacie hafciarskim to wyszycie świętego Jana Pawła II na prezent dla pewnej Pani. Przyznaję bez bicia: źle mi się strasznie wyszywało! Wzór prosty, kolory piękne, efekt cudowny, ale sam proces stawiania krzyżyków męczący! Nie wiem, czy było to spowodowane tym, że podświadomie czułam presję, że to na prezent, czy o co chodziło, ale ciągle się myliłam, prułam, próbowałam od nowa! No istna katastrofa. Niemniej jednak wzór (z opóźnieniem) skończyłam. Co więcej: podjęłam próbę oprawienia go. Przyznaję robiłam to z niechęcią i przygotowana na beznadziejny końcowy efekt. Okazało się jednak, że się zaskoczyłam: oprawa się udała, ramka pasuje, haft wygląda dobrze. Mam nadzieję, że obdarowanej też się spodoba.




Tak oto doszłam do końca zwierzeń hafciarskich z mojej kilkumiesięcznej kariery amatorki haftu :) Dotychczasowe przygody z haftem umacniają mnie jednak w przekonaniu, że jak mój mąż stwierdził: to jest właśnie to! :) 
Pozdrawiam serdecznie! 

czwartek, 8 października 2015

Oby starczyło zapału!

Długo myślałam nad blogiem - kiedyś w końcu taki miałam, ale umarł śmiercią naturalną. Okazało się, że posiadanie przemyśleń na temat życia nie było wystarczająco motywujące do prowadzenia bloga w sposób przynajmniej cykliczny. Jednakże człowiek (w sensie ja) dojrzewa, zmienia się jego położenie życiowe oraz poszerza światopogląd, a co bardziej znaczące zaczyna mieć konkretne hobby.  Tym hobby od niecałego roku jest stawianie na kanwie (czy innym materiale) krzyżyków z muliny, czyli popularny haft krzyżykowy. Oczywiście hobby to napatoczyło się samoistnie w postaci myśli: ładna rzecz, spróbuję, a co mi szkodzi! No i zaszkodziło, w sensie zupełnie pozytywnym, ponieważ zajęło mój czas, umysł i serducho :) W moim środowisku nie jest to ani popularne zajęcie, ani nawet w pewnym stopniu godne uwagi. Więc kiedy pada słowo: haft, mulina, itp., "człowieki" robią dziwną minę, kiwają głową i zmieniają temat. Nie mniej jednak: kiedyś docenią. Moim wiernym fanem natomiast jest mój mąż, który mnie dopinguje w drążeniu tematu rękodzieła i stawianiu sobie nowych wyzwań.
Z racji, iż param się owym zajęciem właściwie od grudnia 2014 roku, dlatego też ani nie mam wielkich umiejętności, ani wielkich zasobów "przydasiów", nie mówiąc już o jakiś konkretnych dokonaniach. Dlatego też namiętnie śledzę poczynania innych, znacznie bardziej utalentowanych i doświadczonych blogerek-hafciarek. 
Mam nadzieję, że blog ten pomoże mi spełniać się w tym nowym hobby - czyli pochwalić się i podbudować trochę swe ego, którego moje środowisko w żaden sposób nie chce posmyrać. Ponadto istotne jest to, żebym i ja wytrwała w prowadzeniu regularnie i skutecznie owego bloga.
Pozdrawiam serdecznie!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...